«powrót

Łęczyca: legenda o Siwym Borucie

W pobliżu zamku łęczyckiego mieszkał potężny, acz nieco tajemniczy szlachcic. Nikt w okolicy nie dał mu rady w pojedynku na szable. Dlatego zaczęto na niego mówić Boruta, bo wszyscy uważali, że sam diabeł musi mu pomagać. A że nosił siwy płaszcz, nazwali go Siwy Boruta.

Szlachcic wiedział o bojaźni sąsiadów i nawet był z tego powodu dumny. Do tego stopnia, że zaczął się odgrażać, że kiedy spotka prawdziwego, to mu kark skręci. Gdy się tak przechwalał za piecem słychać było ponoć śmiech diabelski. A gdy pił za zdrowie Boruty, słychać było niskie „Dziękuję”.

Siwy Boruta był bardzo bogaty, ale szybko wszystkie pieniądze przepił. Postanowił zatem dostać się do strzeżonych przez diabła skarbów i uszczknąć z nich nieco. O północy wszedł do lochów, zaopatrzony jedynie w latarnię i ostrą depeszkę.

Kilka godzin błądził po korytarzach, ale udało się – znalazł skarb. Potężnej bryły złota pilnował jednak sam Boruta, choć się wcielił w sowę. Szlachcic przestraszył się nie na żarty, ale po chwili odzyskał rezon.

„Mnie wielce miłościwemu panu bratu kłaniam uniżenie” - rzekł. Sowa kiwnęła głową, co ośmieliło Siwego Borutę. Szlachcic zabrał się pakowania złota i srebra. Wypchał wszystkie kieszenie, a gdy zabrakło miejsca – napchał go też do ust.

Wyszedł z lochu, ale gdy tylko stanął na progu, drzwi się zatrzasnęły i ucięły mu całą piętę. Krwawiąc, doczołgał się do domu.

Od tego czasu pieniędzy miał w bród, ale zaczął narzekać na zdrowie. Stał się kłótliwy i gdy w sprzeczce o miedzę doszło do bijatyki, sąsiad zabił Siwego Borutę. Dom opustoszał, bo nikt nie miał ochoty w nim zamieszkać.

A Boruta często przesiadywał w starej wierzbie i powolutku przenosił skarby z powrotem do lochów łęczyckiego zamku.

© 2005-2007 Katolicka Agencja Informacyjna. Wszelkie prawa zastrzeżone.