«powrót
Legendy dominikańskieLegendy, zanim jeszcze zasłużyły sobie na uwagę skryby, żyły swoim nieprzewidywalnym życiem, przekazywane innym przez tych, którzy uwierzyli w ich moc. Historie opowiadające ważne wydarzenia z życia świętych ludzi syciły rodziny, wspólnoty zakonne, całe miasta i regiony chrześcijańskiej Europy. Żywoty Świętych były prawie tak samo wielkie jak Żywoty sławnych mężów Plutarcha. To one budowały wzorce postaw wiary, męstwa i poszukiwania Boga dla wielu pokoleń. Legendy dominikańskie opowiadają historie świętych. Łączy je duch założyciela Zakonu. W Polsce legendy te zebrał i spopularyzował o. Jacek Salij (1). Najstarsze opowieści dotyczą św. Dominika, który urodził się ok. 1171 roku w Kastylii. Pierwszy znany przekaz opowiada pewne zdarzenie z okresu jego studiów w Palencji. W całej Hiszpanii panował wówczas wielki głód. Nędza i cierpienie głodujących, których Dominik spotykał na każdym kroku, do tego stopnia go dotknęły, że sprzedał swoje książki oraz wszystko, co miał, a pieniądze rozdał potrzebującym. Jego postawa była przykładem dla innych studentów, a także wykładowców. Dominik otrzymał święcenia kapłańskie ok. 1196 roku i przez blisko dziesięć lat był kanonikiem w Osmie. Zapytany przez studenta, zafascynowanego mądrością jego kazań, z jakich ksiąg korzysta, odpowiedział, że przede wszystkim z księgi miłości, gdyż w niej jest więcej niż we wszystkich innych książkach. W 1203 roku wraz ze swoim przyjacielem biskupem Diego brał udział w wyprawie poselskiej do Danii. Przejeżdżając przez południową Francję napotkał albigensów, heretyków odrzucających Kościół. To z rozmów z nimi, z tego spotkania i chęci ich nawrócenia zrodziło się w nim pragnienie założenia zakonu, który papież Innocenty III zatwierdził w 1216 roku. „Pewnej nocy Ojciec Święty a było to z objawienia Bożego – miał widzenie, że ściany kościoła św. Jana na Lateranie jakby zaczynały pękać i kościołowi groził nagły upadek. Kiedy na to patrzała drżeniem i smutkiem, nadbiegł z naprzeciwka mąż Boży Dominik i swoimi ramionami powstrzymał całą budowlę od upadku. Ojciec Święty dobrze zrozumiał zarówno nowość tego widzenia, jak jego znaczenie. Nie zwlekając poparł zamysł męża Bożego i z radością zatwierdził jego prośbę o uznanie zakonu”(2). Od samego początku Dominikowi towarzyszyła chęć głoszenia Dobrej Nowiny na północy i wschodzie. Jemu samemu nigdy się to nie udało, jednak jego pragnienia wypełnili bracia. Niedługo po założeniu zakonu w 1220 roku przybył do Rzymu kanonik katedry wawelskiej Jacek Odrowąż . Pociągnięty świętością Dominika przyjął z jego rąk habit zakonny. W ten oto sposób dominikanie bardzo szybko przybyli do Polski. To właśnie staraniem św. Jacka powstały klasztory dominikańskie w Krakowie , Wrocławiu , Kamieniu Pomorskim, Gdańsku , Płocku i Sandomierzu . Wypełniał on pragnienie misyjne św. Dominika, przez wiele lat przemierzając tereny Rusi, Litwy i pogańskich Prus. Tradycja podaje, że dotarł nawet do Danii i Szwecji oraz na Krym i do Azji Środkowej.
Najsłynniejsza legenda związana z osobą św. Jacka opowiada historię przejścia suchą stopą przez Dniepr podczas najazdu Tatarów na Kijów. Wiadomość o napadzie na miasto przynieśli Jackowi, który właśnie odprawiał Mszę świętą, jego przerażeni współbracia. „Usłyszawszy to, święty mąż wziął Najświętszy Sakrament i tak jak stał, ubrany w święte szaty, zaczął wraz z braćmi uciekać. Był już na środku kościoła, kiedy posąg Chwalebnej Dziewicy, wykonany z kamienia alabastrowego, ważący cztery albo pięć talentów, głośno za nim zawołał: "Synu Jacku, dlaczego sam uciekasz, a Mnie razem z moim Synem zostawiasz, aby Tatarzy rozbili ten posąg i go podeptali? Weź Mnie z sobą!" Św. Jacek, zdumiony tym głosem, powiada: "Chwalebna Dziewico, bardzo ciężki jest ten Twój posąg, jakże go więc udźwignę?" Na to Dziewica: "Weź go, Syn mój uczyni go lekkim" (3). Jacek zaufał słowom Maryi i trzymając w jednej ręce Najświętszy Sakrament , w drugiej lekką jak trzcina figurę, przeprowadził braci bezpiecznie między mordującymi Tatarami aż nad sam brzeg Dniepru. Tam rozłożył swój płaszcz na wodzie i suchą nogą przeszli na drugi brzeg. Figurę Maryi przyniósł Jacek do Krakowa, gdzie do dziś otoczona jest wielką czcią ludu. Z osobą św. Jacka związany jest istniejący do dziś zwyczaj święcenia kłosów. Według opowiadań, po powrocie z Kijowa do Krakowa ujrzał on w okolicznych wsiach spustoszenia jakie dokonał grad wśród zasiewów. Poruszony łzami modlił się przez całą noc. O wchodzie słońca wieśniacy znaleźli swoje zboże stojące prosto i pełne ziarna, tak jakby gradu w ogóle nie było (4). Razem z Jackiem habit otrzymał jego kuzyn Czesław . Również on wypełniał gorliwie nakazy św. Dominika. Zasłynął wielką pobożnością, której to przypisywane jest cudowne ocalenie Wrocławia przed Tatarami. Tak oto owe wydarzenie opisał Jan Długosz : „Lecz gdy przez kilka dni przeciągali oblężenie, nie usiłując zdobyć zamku, brat Czesław z Zakonu Kaznodziejskiego, z pochodzenia Polak, pierwszy przeor klasztoru św. Wojciecha we Wrocławiu, który sam z braćmi ze swojego zakonu i innymi wiernymi schronił się na zamku wrocławskim, modlitwą ze łzami wzniesioną do Boga odparł oblężenie. Kiedy bowiem trwał w modlitwie, ognisty słup zstąpił z nieba nad jego głową i oświetlił niewypowiedzianie oślepiającym blaskiem całą okolicę i teren miasta Wrocławia. Pod wpływem tego niezwykłego zjawiska serca Tatarów ogarnął strach i osłupienie do tego stopnia, że zaniechawszy oblężenia, uciekli raczej niż odeszli” (5). Kolejna legenda związana jest również z Tatarami i ich napadem na Sandomierz w 1260 roku. Historia opowiadająca śmierć bł. Sadoka i jego czterdziestu dziewięciu współbraci (6) ukazuje, że męczeństwo jest darem od Pana Boga. Legenda ta miała duże znaczenie dla Polaków nękanych w tamtym czasie najazdami hord tatarskich. Dawała ona pokrzepienie serc i wlewała w ludzi nadzieję. W pamięci braci przetrwała też legenda opisująca wydarzenia z roku 1515. W chwili, gdy Marcin Luter przygotował swoje tezy obalające między innymi kult Maryi, w Gidlach , małej wiosce w powiecie sieradzkim, kmiotek Jan Czeczek odnalazł w ziemi skarb, malutką, kamienną figurkę Matki Bożej (7). Opowieść ta, nie będąca intelektualną szermierką teologiczną z reformatorami, a prawdą wynikającą z doświadczenia wiary ludu, była dla prostych ludzi wsparciem w konfrontacji z nowymi poglądami. Legend dominikańskich jest sporo i nie sposób je wszystkie przedstawić. Z jednej strony są one bardzo zróżnicowane, z drugiej zaś - zawsze dotyczą rzeczy ważnych i mimo upływu czasu ich przesłanie jest nadal aktualne. Mylił by się ten, kto by chciał twierdzić, że legendy dotyczą jedynie czasów odległych. Także i dziś krążą wśród braci opowieści, anegdoty o wydarzeniach o wiele bardziej nam bliskich. I choć nie zawsze są one tak barwne i niezwykłe, czasami może aż za bardzo realistyczne, to jednak mają tę samą funkcję - pokazanie innej perspektywy naszego życia.
Przypisy:
(1) J. Salij OP, Legendy dominikańskie, Poznań 2002. (2) Tamże, s. 15. (3) Tamże, s. 74. (4) Por. tamże, s. 66. (5) Jan Długosz, Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, t. 4. przeł. J. Mrukówna, Warszawa 1974, s. 18. (6) Zob. J. Salij OP, dz. cyt., s. 88-90. (7) Zob. tamże, s. 216-217.
Maciej Kosiec OP © 2005-2007 Katolicka Agencja Informacyjna. Wszelkie prawa zastrzeżone. |